Mistrz od niedawna jest wśród nas.
Dlatego czai się ze wszystkich kątów. Zasłania twarz rękami i patrzy przez szparkę. Staje czołem do ściany, potem odwraca się nagle.
Mistrz odrzuca z niesmakiem absurdalną myśl, że stół spuszczony z oka musi być stołem bez przerwy, że krzesło za plecami tkwi w granicach krzesła, i nawet nie próbuje skorzystać z okazji.
To prawda, trudno świat przyłapać na inności. Jabłoń wraca pod okna tuż przed oka mgnieniem. Tęczowe wróble zawsze pociemnieją w porę. Ucho dzbanuszka złowi każdy szmer. Szafa nocna udaje bierność szafy dziennej. Szuflada stara się przekonać Mistrza, że jest w niej to, co do niej wcześniej włożono. Nawet w książce z bajkami otwartej znienacka, królewna zawsze zdąży usiąść na obrazku.
Czują we mnie przybysza - wzdycha Mistrz - nie chcą obcego przyjąć do wspólnej zabawy. Bo żeby wszystko, cokolwiek istnieje, musiało istnieć tylko w jeden sposób, w sytuacji okropnej, bo bez wyjścia z siebie, bez pauzy i odmiany? W pokornym stąd - dotąd? Mucha w pułapce muchy? Mysz w potrzasku myszy? pies nigdy nie spuszczany z utajonego łańcucha? Ogień, którędy nie może zdobyć się na nic innego, jak sparzyć po raz drugi ufny palec Mistrza? Czy to jest ten właściwy ostateczny świat: rozsypane bogactwo nie do pozbierania, bezużyteczny przepych, wzbroniona możliwość ?
NIE - krzyczy Mistrz i tupie tyloma nogami iloma rozporządza - w tak wielkiej rozpaczy, że mało by tu było i sześciu nóg chrząszcza.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz